Ostatnio zażywałam ciszy w pewnym miejscu w Beskidach, które zwie się Jamna. Jak śpiewa Jacek Kowalski: „Śród Beskidów kręta droga, wieś kompletnie zakopana: to poletko Pana Boga, albo raczej Góry Jana, Jamna, Jamna.” Podczas tego wyjazdu spotkałam siostrę zakonną, myślę, że jakieś 10 lat starszą ode mnie. Podczas rozmowy powiedziałam, że jestem pijarowcem. Siostra zapytała: ” masz coś wspólnego z zakonem Pijarów?” W kilku słowach wytłumaczyłam siostrze, że zajmuje się komunikacją społeczną, buduję i podtrzymuję relacje określonej organizacji/osoby/marki z otoczeniem społecznym. Nigdy nie używam skomplikowanych definicji, ponieważ dbanie o relacje to podmiotowość (tego uczono mnie na pedagogice).
„Nie mylić z Public Relations” – takie zastrzeżenie znajdziecie na Wikipedii. Przekornie powiem, może warto trochę się pomylić 😉 Nazwa zakonu pochodzi od łacińskiego słowa „pius”, czyli „pobożny”. Pobożność to zachowanie, postawa cechująca się szczerością, pokorą i czystą intencją. Czy w takim razie, skoro Public Relations to dbanie o wizerunek, uznanie, zaufanie i życzliwość wobec działalności danej organizacji/marki, powinien odznaczać się czystymi intencjami?
PR oznacza mówienie prawdy i pracę zgodnie z zasadami etyki – nawet gdy media chcą krzykliwych nagłówków, a społeczeństwo prosi o kozły ofiarne. Viv Segal of Sefin Marketing
Jak często słyszycie i czytacie w mediach, że jakiś polityk zastosował „chwyty pijarowe”, albo „rozpętano wobec kogoś kampanię czarnego PRu”? Zapewne wielokrotnie… Pracując jako PR-owiec częściej słyszę prośby, abym zastosowała wobec konkurencji „czarny PR”, niż żebym zajęła się wizerunkiem marki, o budowaniu długofalowych relacji z otoczeniem już nie wspomnę. Przysłowiowe „zgnojenie” przeciwnika – tak nagminnie jest postrzegany PR. Zaniepokojeni? Jak odróżnić PR od tego, co nim nie jest?
Na Wydziale Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego 11 czerwca 2018 roku odbyła się konferencja inicjującą kampanię „PR. Bez komentarza”, czyli inicjatywa ZFPR-u, PRoto.pl, IMM-u i Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii UW. Podczas wydarzenia zaprezentowano raport, którego autorem jest dr. Łukasz Przybysz z Uniwersytetu Warszawskiego. Dokument ten, podnosi temat zaszufladkowania public relations w tygodnikach opinii oraz jego postrzegania. Jak wskazuje raport, PR jest często rozumiany jako narzędzie manipulacji, propagandy i strategii szkodzenia konkurencji. Jak możemy przeczytać na stronie internetowej inicjatywy:
Od lat obserwujemy degradację znaczeniową pojęcia public relations i jako reprezentanci środowiska zawodowego związanego z tą dyscypliną chcemy rozpocząć dyskusję nad powszechnym nadużywaniem terminu „public relations” i skrótu „PR” do określania innych – zwłaszcza nieetycznych – technik komunikacji.
źródło: http://www.prbezkomentarza.pl/o-inicjatywie/
Jak dalej mówią inicjatorzy, prócz mediów za taki stan rzeczy odpowiadamy także my, PR-owcy. Nie wszyscy z Nas działają zgodnie z etyką naszej branży. Nie budują pozytywnych relacji z otoczeniem, dbając o swoją pozytywną komunikację i zaufanie społeczne, skupiają się na uderzaniu w konkurencję.
Czytając artykuły o wspomnianej konferencji, nasuwa mi się kilka pierwszych cech, które pomogą Wam odróżnić PR od tego, co nim nie jest:
Tutaj mogłabym wymieniać kolejne cechy, zachowania, które nie należą do PR, ale poprzestanę na tych 4 pierwszych.
Do czego to prowadzi? Na bezdroża i kryzysy. Co najgorsze, ponieważ krzyk jest bardziej słyszalny niż rozmowa, to przez pryzmat takich ludzi postrzega się etycznych PR-owców. Właściwie powiem mocniej… są PR-owcy i pseudoPR-owcy. Nie dajmy się zwariować i budujmy pozytywne oraz prawdziwe relacje. Nie oszukujmy otoczenia społecznego spłaszczając to zjawisko: PR jest dobry i kropka!