Rekrutacje bywają naprawdę różne. Od tych profesjonalnie przygotowanych, aż po te robione na przysłowiowe „odczep się”. Czy podczas procesu rekrutacji można zepsuć wizerunek firmy? Oczywiście! Czasem odnoszę wrażenie, że dużo szumu robimy odnośnie employer brandingu (nie czepiajcie się, że tak z angielska napisałam, ale jesteśmy zalewani obcojęzyczną formą), a kompletnie nie potrafimy zadbać o wizerunek w oczach kandydata. Kiedyś, po jednej z dziwniejszych rekrutacji, zrozumiałam co to znaczy, że to nie tylko pracodawca rekrutuje. To działa także w drugą stronę. Po rozmowie w firmie, kandydat również może odnieść wrażenie, że z tym pracodawcą nie jest mu po drodze. Czy kiedyś podczas rekrutacji odnieśliście wrażenie: co ja tutaj robię? Przeczytajcie historię…
Szanujmy się nawzajem!
Przyszedł na rozmowę przed czasem. Renomowana marka, podobno w tym mieście wielu chciałoby tam pracować. Wiedział na jakie stanowisko jest rekrutowany, ale nic poza tym. Żadnego opisu zadań, stawki wynagrodzenia czy informacji o rodzaju umowy. Kompletnie nic. Zaprosili go na rozmowę z… Prezesem.
Piękna sala spotkań, otaczały go nagrody, dyplomy. Od razu poczuł siłę tej marki, ale postanowił nie kurczyć się w sobie, ale pewnie i z uśmiechem podejść do rozmowy. Podano herbatę. Prezes usiadł i rozpoczął przeglądanie cv. Minuty mijały, a w pokoju panowała coraz bardziej nieznośna cisza… która została nagle okrutnie przerwana, przez… donośne i głośne picie herbaty przez Prezesa. Pierwsza myśl, w głowie kandydata była wyrażeniem dezaprobaty na tego typu zachowanie, ale szybko ją odgonił i pomyślał, że nikt nie jest idealny… Po czym spojrzał na Prezesa, który nadal zatopiony był w przeglądaniu jego cv.
Trwało to dobre kilka minut, gdy wreszcie Prezes zabrał głos: jakie studia Pan skończył?
Kandydat odpowiedział zgodnie z tym co widniało w jego życiorysie. Prezes znów zanurzył się w lekturę, po czym zapytał:
Czym się Pan zajmował w ostatnim miejscu pracy?
Nasz bohater zaczął opowiadać, ale dostrzegł dziwny grymas twarzy u Prezesa, który przerwał mu i powiedział: ja nie rozumiem co Pan do mnie mówi!
Bohater rozpoczął dokładniej opisywać na przykładzie, ale Prezes otworzył usta, jakby próbował łykać słowa i pokiwał przeczono głową. Ironicznie się odezwał i powiedział: Pan nie umie budować zdań.
Proszę mówić zrozumiale. Pomimo kolejnych prób, było coraz gorzej. W pewnym momencie Prezes wstał i wyszedł. Przez uchylone drzwi, było słychać jak dzwonił do kogoś. Wrócił i zadał pytanie: na jakie stanowisko Pan kandyduje?
Chłopak odpowiedział. Tamten znów wyszedł i dzwonił do szefa szefów. Rozmawiał przez 15 minut o stanowisku, o płacy. Nasz kandydat zaczynał się zastanawiać, czy naprawdę dobrze trafił, ale pomyślał: chcą sprawdzić moje nerwy, to pewnie celowe. Prezes nagle wrócił i powiedział: Pan na inne stanowisko kandyduje. Jest Pan przyjęty.
Nasz bohater nieśmiało zapytał o warunki zatrudnienia i to „inne stanowisko” na co Prezes odpowiedział: Pan pójdzie do Pana Gienka i tam się Pan wszystko dowie, jakie papiery przygotować i witamy na pokładzie. Pożegnał się i poszedł. Szczęśliwie nasz bohater został pokierowany do wspomnianego Pana Gienka. Wszedł do gabinetu i… Pan Gienek na wstępnie zapytał go na jakie stanowisko został przyjęty. Nasz bohater zdębiał. Teraz już na serio zaczynało chcieć mu się śmiać. Odpowiedział, że: pierwotnie na takie, ale o jakim mówił Prezes to on nie wie, ponieważ miał się dowiedzieć tutaj.
Pan Gienek zatroskał się i odrzekł: bo widzi Pan, my zatrudniamy codziennie tylu ludzi, że jak ktoś do mnie przychodzi to ja nie wiem gdzie on ma być zatrudniony. Co prawda rozmawiałem kilkanaście minut temu z Prezesem, ale kompletnie nie zrozumiałem gdzie mam Pana zatrudnić. Myślałem, że dowiem się od Pana? Nasz bohater powstrzymywał śmiech (oczywiście w duchu). Zatroskany Pan Gienek powiedział: pójdę wydrukować Pana cv i może uda się dowiedzieć gdzie Pan został zatrudniony…
CDN.
Jesteście ciekawi, jak skończy się historia naszego bohatera?
Czy zostanie zatrudniony i właściwie na jakim stanowisku?
Czytajcie za tydzień!!!
(NIE)Kochana moja praca to myśl, która od dawna drążyła mi głowę. Moi znajomi i bliscy powtarzali: po Twoich perypetiach musisz napisać książkę. Postanowiłam opisać różne historie zasłyszane oraz swoje doświadczenia z miejsc pracy. Książka nie jest zwykłym zbiorem śmiesznych i negatywnych historii, które dzieją się w pracy. Będzie to pewnego rodzaju alfabetyczny spis zjawisk, z którymi spotkaliście się lub o nich słyszeliście z miejsc pracy. Chcę, aby (NIE)Kochana moja praca stała się swego rodzaju przewodnikiem po meandrach życia zawodowego i jak, to w przewodnikach bywa, próbą wyjaśnienia i radzenia sobie z trudnymi i niespotykanymi sytuacjami. Oczywiście, żeby nie było całkiem przygnębiająco, pojawią się także historie rozbawiające do łez. Dziś kiedy spisuję swoje historie dostrzegam ile, szczególnie trudne i niespotykane sytuacje mnie nauczyły i jak wzmocniły. Dlatego chcę tę wiedzę przekazać Wam. Wierzę, że powstająca książka i historie w niej zawarte, które są autentyczne, pomogą Wam przetrwać w trudnych chwilach oraz wskażą co w takich sytuacjach robić.